Oko cyklonu, część 10

Rozdział końcowy

Autor: Andrew Hall

Oko cyklonu prezentuje studium przypadku, jak siły elektryczne ukształtowały Płaskowyż Kolorado oraz jego otoczenie. W tym rozdziale, dziesiątym i ostatnim, jest kilka wniosków do wyciągnięcia i oraz przegląd w ramach podsumowania.

W rozdziałach tych dokonaliśmy wstecznej inżynierii Ziemi, zaczynając od warstwy zewnętrznej a następnie idąc w głąb, poszukując wzorców elektrycznych blizn. Zakładamy logicznie, że obwody elektryczne są podstawową strukturą planety, ponieważ taka jest sama struktura życia, energii i ogólnie kosmosu. Nie potrzeba abstrakcyjnych teorii o przyczynie i skutku, kiedy mamy wzorce Natury, leżące tuż przed nami, powtarzając się w każdej skali i w każdej strukturze Wszechświata.

Musimy zaledwie rozpoznać, co tworzy te wzorce. W przypadku geologii, nie jest to grawitacja, odmęty pradziejów czy zbiegi okoliczności. To dyfuzja ładunków w środowisku o ekstremalnych naprężeniach elektrycznych. W przypadku Płaskowyżu Kolorado, były to ogromne różnice potencjałów pomiędzy Ziemią a czymś innym.

Dyfuzja ładunków oznacza obwód elektryczny. Czy jednostka ładunku znajdzie sobie wiązanie w atomie, czy będzie dryfować w strumieniach kształtowanych polem, musi się przemieszczać. Ruch ten jest tematem miriadów wzbudzanych oddziaływań, ale zawsze według spójnego wzoru, narzuconego przez obwód elektryczny. Analizując szczegóły aż do poziomu kwantów, czy to w reakcjach chemicznych czy cyklach termodynamicznych, wszystko jest obwodami elektrycznymi.

W rezultacie możemy patrzeć na planety i gwiazdy w Układzie Słonecznym, widząc w nich te same wszędzie te same efekty.

Jeżeli planety mają martwe obwody, jak Merkury czy Księżyc, to pod wpływem wysokich potencjałów reagują one powstawaniem ładunków statycznych na powierzchni oraz wybuchowymi wyładowaniami, które pozostawiały kratery i wąwozy. Dowody są przytłaczające, o czym wie każdy czytelnik witryny Thunderbolts.

Są też planety, który były żywe, lecz teraz są martwe, jak Mars. Lub te w procesie narodzin lub śmierci, jak Wenus. Istnieje też pełno odłamków po narodzinach planet oraz ich interakcjach podczas okrążania Słońca.

Ale, jeżeli planeta jest 'żywa’, z atmosferą i skorupą otoczonymi samo-wzmacniającą się magnetosferą, będącą w trwającym, rezonacyjnym sprzężeniu zwrotnym z Układem Słonecznym, musi posiadać przepływ energii przez swoją skorupę i atmosferę oraz przetrzymywać ją w środku, stając się sferycznym kondensatorem. Kondensator ten steruje pogodą i geologią. To czysta logika i fizyka, gdy tylko uświadomimy sobie, że Ziemia i Układ Słoneczny są obwodami.

Możemy ustalać związki, ponieważ obwody zachowują się tak samo, niezależnie od planety, na jakiej występują. Widzimy zatem sztormy Jowisza jako napędzane obwodem elektrycznym i kojarzymy działanie turbulentnego wiatru z geologicznymi wzorami na Ziemi a następnie wyciągamy wniosek o wspólnej przyczynie. Nie musimy „teoretyzować” – po prostu stosujemy znaną naukę.

Co już widzieliśmy: czworościany

Górskie struktury, ukształtowane naddźwiękowymi falami uderzeniowymi, dostarczają większych dowodów niż wszystkie 'teorie’ Elektrycznej Ziemi, zawarte w serii Oko cyklonu. Jeżeli czworościany i inne struktury, spowodowane falami uderzeniowymi w tunelach wiatru, pasują precyzyjnie do tego, co widzimy w geologii, oraz jeżeli nie ma innych, dających się zademonstrować procesów, które mogłyby utworzyć te same struktury, jest to dobitny dowód na to, że góry zostały zbudowane przez naddźwiękowe wiatry plazmy.

Jeżeli uznamy istnienie naddźwiękowych wiatrów plazmowych, wówczas uznamy też wzrost napięcia planety oraz inne warunki, potrzebne do ich powstania. A to przywołuje wszystkie inne procesy elektryczne, opisane w Oku cyklonu, ponieważ są one nieuchronną konsekwencją zachodzącej wówczas dyfuzji ładunku.

Konsensus naukowy uważa, że czworościany są wynikiem połączenia pęknięć, uniesień, erozji wodnej i ogromnego upływu czasu. Nie mają na to namacalnych dowodów – w sumie to jakichkolwiek – że erozja wodna może spowodować powtarzalne, harmoniczne i niemal doskonale geometryczne formy, jak te pokazane tutaj i wiele innych, pokazywanych w poprzednich rozdziałach. Erozja wodna po prostu nie może być tak regularna. Ziemscy naukowcy mają zaledwie niesprawdzone hipotezy, które prezentują jako fakty potwierdzone przez jednomyślność i ignorują wzorce.

Czworościany te bez wątpienia są wynikiem sonicznymi fal uderzeniowych. Powstały w bąblach separacyjnych, powstałych z odbitych fal uderzeniowych. Jest to obszar, w którym powstaje czworościenny obszar niskiego ciśnienia. Przyciąga ona obojętny i zjonizowany pył jak odkurzacz z elektrycznym odpylaczem.

Bąbel separacyjny jest spolaryzowany elektrycznie oraz ciśnieniowo od napływających wiatrów plazmy, powodując przyciąganie jonowego pyłu przez elektryczność statyczną. Z kolei obecne tam pole magnetyczne wyłapuje materiał żelazowy, układając go w rozpoznawalne pasy i arkusze, pasujące do wzorów fal uderzeniowych.

Na Elektrycznej Ziemi istnieją wszystkie mechanizmy, potrzebne do powstania gór: wiatr, woda, pył i wiązania elektryczne.

Wiatr, woda, ziemia i ogień

Formacje górskie do bólu pasują do szczegółów form fal uderzeniowych i wykracza to daleko poza niewątpliwe czworościenne bąble separacyjne. Istnieją odnajdywane w geologii częstotliwości rezonansowe, niestabilne formy falowe, odbicia podpowierzchniowe, konstruktywne i destruktywne interferencje oraz wachlarze ekspansji – nie jeden czy dwa przypadki, ale wciąż się powtarzające – wszystkie są empirycznymi dowodami, ponieważ te same formacje powstają od dekad w naddźwiękowych tunelach wiatrowych.

Badanie gór i Elektrycznego Wszechświata jest jak polowanie na Jajka Niespodzianki, z zaskakującymi dowodami na każdym zakręcie. Czasami dowód jest tak fajny, tak niespodziewany i tak widoczny, że nawet mnie wybija ze skarpetek. Zatem, w tym końcowym rozdziale Oka cyklonu, chciałbym podzielić się moimi trzema ulubionymi Jajkami Niespodziankami.

Kichnięcie Bogów

Oto zdjęcie Dragoon Mountains (Góry Dragonów) w południowej Arizonie. Historycznie, Dragony słyną z Cochise’s Stronghold (Fortu Cochise’a), labiryntu skalnego, gdzie kawaleria Apaczów Chiricahua uniknęła pojmania przez żołnierzy Stanów zjednoczonych podczas Wojen Apaczów. Wódz Chiricahua, Cochise, był znanym geniuszem wojny partyzanckiej i używał terenu południowej Arizony do strategicznych wypadów i odwrotów w nieznane. Przypuszczalnie jest pochowany gdzieś w skałach ponad Fortem.

Jeżeli spojrzeć na te chropowate szczyty i arkusze skały, nałożone na siebie jak trójkątne domino, możesz zgodzić się z geologami i powiedzieć: Faktycznie, to musiało zająć miliony lat. Ale ja ci pokaże, że nastąpiło to bardzo szybko.Dowód tkwi w tym czworościennym, granitowym monolicie.

Czworościan posiada na sobie ślady kapania. Oznacza to, że czworościan powstawał jako lepka masa, podobna do wosku lub gorącego karmelu. Na kolejnych zdjęciach zaznaczono krople.

Bezpośrednio pod kroplami są poduszkowate skały, stanowiące jakby koronę czworościanu. Skała tego typu na lewym skraju jest połamana.

To nie wypływ wulkanicznej lawy. Te skały to granit i muszą powstawać, według „nauki” – pod ciśnieniem, głęboko pod ziemią przez ogromnie długi czas. Te płynne formy musiały podczas formowania się być wystawione na atmosferę, ponieważ pod naciskiem ton nakładu skalnego nie można uzyskać swobodnego przepływu.

Kształty przepływu cieczy w blokach granitu nie są takie rzadkie. Skały granitowe mają postać kałuż, osiadania i spływania w kroplach. Nawet kapania, choć są wówczas zawsze połamane i trudne do uchwycenia na zdjęciu. Ale ta jedna jest ogromna i oczywista.

Wzdłuż podstawy spływu istnieje żłobkowanie w miejscach spływu arkuszy płynu i zestalania się ich w ruchu, jak złoża minerałów na ścianach jaskiń. Poniżej końca spływu są rozbryzgi i krople, które spadły swobodnie i wylądowały na skale poniżej.

Zakatarzone bloki skalne nie mają w geologicznym konsensusie sensu, więc takie rzeczy są ignorowane lub wypierane. Ale jednak tam są i jest to jedno drobne potwierdzenie teorii Elektrycznej Ziemi. Prezentuje również obfitość informacji o swoim powstaniu i ówczesnym środowisku na Ziemi.

Wydłużone skały poduszkowe znajdują się na szczycie czworościanu, stanowią więc ostatnie partie materiału nałożonego w bąblu separacyjnym. Materiał ten był wtedy płynny i schłodził się w granitową skałę krystaliczną od zewnątrz do środka. Jak wosk świeczki, uformował z wierzchu „skórę”, utrzymującą we wnętrzu ciepło, wydłużając jego zastyganie. Znajduje się na szczycie czworościanu i dłużej zachował ciepło również dlatego, że masa skalna poniżej również promieniowała ciepłem. Jej całkowite ostygnięcie przypuszczalnie zajęło lata. Poduszka zawisła po zawietrznej stronie, zatem wiatr wiał zza szczytu, pchając ją wzdłuż krawędzi i rozciągając jak balon pełen wody.

Z lewej: „Pęknięte balony wodne”. Z prawej: „Cieknące balony wodne”.

Skały są oddzielone w miejscach, gdzie fale uderzeniowe, naładowane prądem, albo odparowały materiał lub też zapobiegły jego osadzaniu, pozostawiając przerwy. W tym środowisku fale uderzeniowe powstawały nie tylko od ścinania i odbić wiatru, lecz również wybuchowych uderzeń piorunów i odbijających się grzmotów. Miały one tendencje do elektromagnetycznego przylegania równolegle i prostopadle, gdyż same wiatry również były wyrównane z polem elektrycznym, a fale uderzeniowe niosły prąd. Skała kurczyła się, stygnąc, przyjmując kształt poduszki.

Największy poduszkowy wypływ wybuchł, pozostawiając połamaną poduszkę, której zawartość wypłynęła w wąskim strumieniu. Faktycznie, czubek połamanej poduszki nosi ślady uderzenia pioruna, który prawdopodobnie spowodował jej pęknięcie i wypływ zawartości przed stwardnieniem. Inne filary wycisnęły swoją zawartość jak pastę do zębów.

Zagłębienia po piorunie, który spowodował pęknięcie balonu.

Pokazałem ten przykład, ponieważ ilustruje on rodzaj zagadkowego geologicznego szczegółu, który Elektryczna Ziemia może wyjaśnić w prosty sposób. Po prostu przełamuje fałszywe paradygmaty i pozwala spojrzeć świeżym okiem.

Daje to również wgląd w to, jak materia fruwała w atmosferze. Był tu ognisty wąż gorącej krzemionki w plazmowym wietrze, który utworzył Dragoon Mountains. Uformowały się jak galaretka w foremce podczas rekombinacji jonów wewnątrz zasysanych bąbli separacyjnych.

Stawiając sprawę jasno, owo górotwórcze wydarzenie nastąpiło w zamierzchłej przeszłości Ziemi, przy końcu ery powstawania kontynentów. Istnieją góry pełne skamieniałości dinozaurów oraz pokłady z tego samego czasu pełne życia morskiego, ale bez śladów ludzi. W ludzkiej historii było wiele burz plazmowych, ale bez trąb stopionej krzemionki.

Starożytni ludzie doświadczali „burz koronowych” z powodu jakiegoś planetarnego konfliktu w Układzie Słonecznym. Musiały być słabsze od tu opisanych, ale wciąż niosły więcej energii, niż dzisiejsze. Następne Jajko Niespodzianka opowie nam o nich.

Torebka Bogów

W rozdziale 5 przyglądaliśmy się burzom koronowym. Patrzyliśmy na San Rafael Swell oraz Capitol Reef, jak również Monument Valley oraz kotlinę rzeki San Juan, jako na zbiór par kopuł i kraterów, powstałych w oku wielkiej, pradawnej burzy, która utworzyła Płaskowyż Kolorado.

Esowata krzywa pomiędzy kopułą a kraterem.

Zielony – kopuła Monument Valley. Czerwony – krater San Juan. Niebieski – naddźwiękowy wał ciśnieniowy.

Pogoda, która utworzyła te kopuły i kratery, składała się przede wszystkim z burzy elektrycznej, zawierającej prąd wstępujący, sparowanej z cyklonem, posiadającym w centrum prąd opadający. Z punktu widzenia elektryki był to prąd wirowy, którego dolna część płynęła w ziemi.

Jego górna połowa składała się z mezocyklonu i cyklonu, połączonych strumieniami wiatrów, z prądu wstępującego do opadającego, formując łuk kondensacji. Pętla ta, w spokojniejszych warunkach, byłaby kowadłem burzowym, warstwą ładunków dodatnich, formującą czubek mezocyklonu. Gdy mezocyklon oraz cyklon spotykają się w turbulentnym, naładowanym elektrycznie klimacie, kowadło rozciąga się we włókno, które zasila prąd opadający cyklonu. Wówczas cyklon i mezocyklon stanowią jeden obwód. W taki sposób „rośną” fraktale. Obwody łączą się ze sobą, pary stają się grupami a grupy – siecią. To właśnie widać na Jowiszu. Wielka Czerwona Plama jest obwodem będącym siatką pętli złożonych z burz koronowych.

Widzieliśmy również bezpośrednie dowody wizualne burz koronowych na Jowiszu. Występują one niemal według tego samego wzoru w Wielkiej Czerwonej Plamie, jak i pary kopuła-krater na Płaskowyżu Kolorado, ponieważ układy burzowe są fraktalne i napędzane tym samym obwodem.

Biały – łukowe kolumnady pętli koronowych. Niebieski – toroidalne chmury cyklonów.

Podobnie, jak w przypadku gruntowych pętli prądowych z rozdziału 9, owe prądy wirowe posiadają dopływ prądu stałego z piorunów i wiatrów plazmowych oraz podłączeń prądowych z gruntu, mogą więc również działać jak wzmacniacz operacyjny, wykorzystując ten prąd stały do wzmacniania swojej pętli.

Uświadomienie sobie tego jest już samo całkiem dobrym jajem. Ale będzie lepiej.

Wielkim Jajem Wielkanocnym było odkrycie tego rodzaju układu burzowego w sztuce starożytnej. Widnieje ona na najstarszych, najbardziej kontrowersyjnych i tajemniczych megalitach, jakie kiedykolwiek odkryto: na Sępim Kamieniu (Vulture Stone) w Gobekli Tepe.

Kamienny filar w kształcie „T” ukazuje łukowate chmury na 'niebie’ lub górnej części filaru. Tak, są to tajemnicze „Torebki Bogów”. Jest to, oczywiście, tylko moja teoria, ale taka torebka przedstawia pudełkowaty kształt mezocyklonu widzianego z daleka, z wychodzącym ze środka łukiem, który opada gdzieś za nim, do prądu opadającego w zasłoniętym cyklonie. Odległy obserwator zobaczy jedynie linię szkwałową burz otaczających cyklon, które zamiast kowadła mają łuki skierowane wstecz, jak to przedstawiono na rzeźbie.

Zauważmy dziwne znaki ponad chmurami. Uważam, że reprezentują one rodzaj wyładowań burzowych, zwany krasnoludkami i gnomami. W burzach koronowych, wyładowania plazmowe ze szczytów chmur nie byłyby tak rzadkie, jak obecnie. Nie, żeby dzisiaj były szczególnie rzadkie, ale w środowisku z przeszłości świeciłyby się jak choinka.

Zarówno powyżej, jak i poniżej chmur znajduje się przestrzeń wypełniona trójkątnymi wzorami, ale przeciętna cienką warstwą prostokątów. Reprezentuje to trójkątny wzór rozrzedzeń i koncentracji powietrza w naddźwiękowych wiatrach, gdzie wąska warstwa jest szybszym strumieniem lub warstwą soczewkową pomiędzy niezgodnymi wiatrami, której wzór interferencyjny tworzy podział na „pudełka”.

Sęp lub „thunder-bird” jest stylizowaną reprezentacją niestabilności Peratta, zwanej też „squatter-manem”, który w sztuce naskalnej często przedstawiany jest z głową ptaka. Mógł on być zapowiedzią burzy, pojawiając się na niebie w postaci zorzy, zwiastującej pogrom. Beznogie ptaki również przedstawiają zorze, będące fraktalnymi powtórzeniami przynajmniej części obrazu centralnej kolumny plazmy.

Poniżej ptaków u podstawy „T” znajdują się przedstawienia wilka (wyjący wiatr), salamandry (pływy powodziowe) oraz skorpiona (zamiast smoka, co oznacza wyładowanie grunt-grunt). Tu i tam występują węże z głowami w kształcie strzałek, reprezentując pioruny i prądy. Sama kolumna „T” reprezentuje Ziemię i Niebo, jak powyżej, tak na dole.

Gobekli Tepe jest datowane na przeszło 9000 lat, czyli okres Młodszego Dryasu. Na ten okres również Platon datował zatopienie Atlantydy. Biorąc wszystko pod uwagę, koreluje to dobrze z okresem Potopu Noego (lub Gilgamesza, jeśli wolicie).

Czy była to świątynia zbudowana przez ocalałych? Czy może schronienie przed burzami? Aby przetrwać, musieliby się ukryć pod ziemią, bo nawet w strefie łagodniejszych wiatrów, gdyby nie mieli osłony, to promieniowanie, pioruny i skażona woda z pewnością by ich zabiły. Jednakże wnioski z Gobekli Tepe są jasne, jak z każdego mitu starożytności, że była elektryczna burza, niepodobna do dzisiejszych, spowodowana jakimś wydarzeniem w układzie słonecznym.

Pioruny Bogów

A teraz końcowe Jajo Wielkanocne. Owe ręczne torebki są widnieją w sztuce starożytnych na całym świecie. Najstarsze znane występują na petroglifach, których nie da się do końca odatować, ale uważa się, że pochodzą sprzed 9000 lat p. n. e. Poniżej jest przykład z Australii.

Jeśli odczytać ten petroglif z prawa na lewo, jak scenorys, to najpierw ukazuje on małą chmurę burzy koronowej (skrajnie prawa torebka), najwyraźniej podczas tworzenia. Następnie jest większa, ze strumieniami unoszącymi się z ziemi. Są to strumienie plazmy, jak te, będące częścią kanału pioruna, ale w widocznym „trybie żarzenia”. Następnie chmura wytwarza coś pod sobą, podczas gdy coś innego wznosi się, aby się z tym spotkać. Wygląda to jak obręcze lub półkola. Byłyby to chmury plazmy, dążące do spotkania, również w trybie żarowym. Następnie mamy rodzaj skręconej figury, po której znów pojawia się chmura. Nie było kangurów.

Zawijasta figura to poświata po super-wielkiej błyskawicy. Uważam, że przedstawia to chmurę – cały mezocyklon burzowy – zapadnięty w skurcz-z, a potem odnawiający się.

Byłoby to jak wybuch bomby wodorowej. Zastanawiam się, czy kilka mil przed tymi skałami nie ma dużego krateru. Cały przekaz jest reprezentowany w stylizowanej formie pod postacią figur Annunaki w starożytnym Sumerze: torebka i krzak „granatów”, które wyglądają jak australijska skręcona figura.

Często trzymają oni szyszki, które interpretuję jako naddźwiękowe wiatry, pędzące przed czołem burzy oraz fraktalny wzór interferencyjny, jaki tworzą.

W rzeczy samej całe ich figury reprezentują aspekty burz, od ptasich głów wyładowań zorzowych, po nogi ze stopami przylegającymi płasko do ziemi – jeden odsłonięty i nabrzmiały muskuł, jak prąd wstępujący, wiejący w mezocyklonie, a następnie zasłonięty, niewidoczny dla nas, jak wiatr powracający w cyklonie.

Jest to jak gdyby bogowie – uskrzydlone, antropomorfizowane zorze – pochodzą od burz, prezentując torebki terroru (burzy), szyszki zniszczenia (wiatry) oraz masywne pioruny. Wykazują nawet rodzaj hierarchii pomiędzy podniebnymi a naziemnymi zjawiskami, jak w przypadku bogów i półbogów, endemicznych w starożytnych religiach.

Wiem, że ludzie nie będą się z tym zgadzać, gdyż każdy już ma teorię na temat tych „ręcznych torebek”. Niektórzy uważają, że służyły do przechowywania narkotyków, jak gdyby starożytni bogowie cały dzień żuli psylocybinę. Inni uważają, że trzymano w nich pyłek kwiatowy, ale kto i po co by to robił? Znaczniej więcej sensu ma to, że jest to symboliczne upamiętnienie najbardziej wstrząsającego Ziemią wydarzenia, jakie znał człowiek.

Czy się zgodzicie z tym czy nie, chcę, żebyście zrozumieli. Wydarzenia, jakie opisałem, są w naszej historii. Mają na nas wpływ do tej pory.

Natura sama się daje poznać. Naszym zadaniem jest podnieść swoją świadomość do jej poziomu. Gdy to już się stanie, prawda będzie oczywista. Przynajmniej ja mam takie doświadczenie. Nie mam szczególnego talentu, po prostu jestem wyczulony na to, co mnie otacza i wiecznie ciekawy tego, skąd się to wzięło. Zadaj właściwe pytanie a Natura da ci odpowiedź. Traktuję ten zwrotny jak Boga.

Przedstawiam ten wniosek pod waszą rozwagę. Nie odrzucam możliwości istnienia innych wyjaśnień. Wszystko należy brać pod uwagę. Ale z tego wszystkiego, co dostałem przebija pewna pilność, więc muszę się tym podzielić.

Wewnętrzny obwód Ziemi się ociepla. Rośnie aktywność wulkaniczna i sejsmiczna wzdłuż wszystkich krawędzi płyt tektonicznych, definiujących podpowierzchniowe prądy. Pogoda robi się nieco dziwna. W tym samym czasie Słońce wkracza w okres minimum emisji energii.

Słoneczne minima mają bezpośredni związek z chłodniejszą pogodą na Ziemi, lecz zarazem z większą aktywnością sejsmiczną. Ziemia musi zareagować na zmianę energii Słońca poprzez uwolnienie części zgromadzonej energii, aby zachować równowagę. Zmniejszenie wiatru słonecznego oznacza zmniejszenie energii indukowanej przez ziemskie pole magnetyczne. Przy mniejszej dostawie energii, wewnętrzne prądy słabną i pola magnetyczne też słabną oraz rozszerzają się. Ale gdy się rozszerzają, wyłapują więcej wiatru słonecznego, zwiększając indukcję.

To przeciąganie liny trwa, gdy Ziemia próbuje nadążyć za Słońcem, lecz to wprawia jej obwód w rezonans, w miarę odpływu i napływu prądu, powodując oporność i ciepło, które szuka ujścia. Dzieje się to w fazie przejściowej pomiędzy maksimum a minimum i na odwrót. Znaczenie ma tempo zmian. Wychodząc z minimum możemy być świadkami dramatycznego wzrostu częstotliwości trzęsień ziemi, erupcji wulkanów oraz gwałtownych zjawisk pogodowych.

Doświadczamy również przesunięcia biegunów magnetycznych. Wiąże się ono ze zmianami prądów w skorupie. Jak, tego (jeszcze) nie wiem, ale istnieje między nimi sprzężenie zwrotne, ponieważ musi istnieć. Jest to przewidywalne; to jest fizyka; to się dzieje.

Jeżeli jedna rzecz z serii Oko cyklonu powinna być ewidentna, to to, że Ziemia jest obwodem elektrycznym, napędzanym czymś w jej rdzeniu. Nie wiemy, czym jest ten „rdzeń”. Nie jest to wirująca kula żelaza. Efekty powierzchniowe, jakich doświadczamy na zewnątrz, są zarządzane z wewnątrz jako wynik tego, jak rdzeń oddziałuje z Układem Słonecznym. Efekty powierzchniowe są reakcją pojemnościową na zmieniającą się energię w rdzeniu, ponieważ Ziemia to sferyczny kondensator.

Brzegi tektoniczne otaczają Ocean Indyjski, a ponad segmentami tych prądów znajdują się najaktywniejsze obszary wulkaniczne, w tym wyspy Indonezji oraz Madagaskar. Są one obecnie bardzo aktywne.

Są to przypuszczalnie największe prądy na Ziemi oraz najbliższe sobie, wytwarzając pomiędzy sobą strumień magnetyczny. W oceanie istnieje już ogromny wir w głębinach przy wybrzeżu Madagaskaru, cyrkulujący pomiędzy tymi prądami.

Czy to oznacza, że naszą przyszłością jest katastroficzny sztorm? Zabijcie mnie, jeśli wiem. Sprawdźcie, co pisali starożytni. Wiem tylko, że lepiej nie rzucać monetą i na prawdę zrozumieć Ziemię, zamiast słuchać akademików.

Dziękuję wszystkim za przeczytanie. Dziękuję wszystkim za wspaniałe chwile. Artykuły te są na mojej stronie thedailyplasma.blog oraz thunderbolts.info, gdzie każdy może po nie sięgnąć za darmo. Proszę, pokierujcie tam ludzi budzących się do rzeczywistości.


Dodatkowe źródła:

Przebicia powierzchniowe

Wybuchający Łuk – Część 1

Wybuchający Łuk – Część 2

Wybuchający Łuk – Część 3

Monoklina

Maary Pinacate, Część 1

Maary Pinacate, Część 2

Elektroda Natury

Letni stos termoelektryczny

Tornado – model elektryczny

Ziemia zraniona piorunem, część 1

Ziemia zraniona piorunem, część 2

Rozpylane kaniony, część 1

Rozpylane kaniony, część 2

Rozpylane kaniony, część 3

Oko cyklonu, część 1

Oko cyklonu, część 2

Oko cyklonu, część 3

Oko cyklonu, część 4

Oko cyklonu, część 5

Oko cyklonu, część 6

Oko cyklonu, część 7

Oko cyklonu, część 8

Oko cyklonu, część 9


Andrew Hall jest naturalnym filozofem, inżynierem i pisarzem. Ukończył University of Arizona’s Aerospace and Mechanical Engineering College. Przez 30 lat pracował w branży energetyki przemysłowej. Projektował, udzielał konsultacji, zarządzał i kierował konstrukcją i użytkowaniem niemal 2,5-gigawatowych generatorów i linii przesyłowych, w tym instalacji słonecznych oraz pobierających naturalny gaz. Ze swojego domu w Arizonie eksplorował góry, kaniony, wulkany i pustynie amerykańskiego południowego zachodu, próbując zrozumieć i przepisując na nowo interpretację Ziemi w jej poprawnym, elektrycznym kontekście. Był mówcą na konferencji EU2016, EU2017 oraz EUUK2019. Można się z nim skontaktować pod hallad1257@gmail.com lub thedailyplasma.blog.

Wyjaśnienie: Proponowana teorie są jedynie pomysłami autora, na podstawie obserwacji, doświadczeń skutków efektów udarów i hydrodynamicznych oraz dedukcji. Autor nie rości sobie, że ta metoda jest jedynym sposobem, w jaki tworzone są góry lub inne formy geologiczne.

Pomysły wyrażone w Thunderblogach niekoniecznie wyrażają poglądy T-Bolts Group Inc lub Thunderbolts ProjectTM.


Przetłumaczono z: Eye of the Storm, Part 10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *