Cassini – powrót do domu

Cassini w pobliżu pięknej planety z pierścieniami – Saturna. Źródło: NASA/JPL/Space Science Institute

Nic tak nie zachwyca, jak pierścienie Saturna. Przyczyną tego jest, jak sądzę zderzenie oczekiwań z nieprawdopodobieństwem. Zaobrączkowana sfera jest archetypową planetą z naszego dzieciństwa, z kolorowanek, tablic szkolnych, gumek, kartek urodzinowych… Tak więc, kiedy widzimy Saturna, jest tu obecny rodzaj natychmiastowego rozpoznania, jak spotkanie kogoś z rodzinnego albumu. Ale ma miejsce również szok realistyczności, w rodzaju O mój Boże, to na prawdę istnieje!.

− Chet Raymo.

Z NY Times, 15 maja 2004:

Układ Saturna jest niezrównanym laboratorium, w którym możemy szukać odpowiedzi na wiele fundamentalnych odpowiedzi na temat fizyki, chemii, ewolucji planet i warunków, które pozwoliły zaistnieć życiu. – powiedział Dr Edward J. Weiler, administrator nauki w NASA.

Naukowcy nie ośmielają się robić przedwczesnych przewidywań, czekając, aż pojazd skupi swoje kamery i inne instrumenty na Saturnie, jego sygnaturze pierścieni i zrobi pomiary lodowych księżyców, przez co najmniej 76 orbit.

Przygotujcie się na zdumienie powiedziała w ostatnim tygodniu w wywiadzie dr Karolyn Porco, szefowa działu obrazowania misji.

− John Noble Wilford

Dr Edward J. Weiler, administrator nauki w NASA

Naukowcy mają nadzieję, że kosztująca 3,7 miliarda dolarów amerykańskich sonda rozwiąże wiele z zagadek Saturna. Aczkolwiek, jeśli misja Galileo do Jowisza jest jakąś wskazówką, to Cassini odkryje więcej zagadek podczas swojej rozszerzonej wizyty u Saturna. Naukowcy „nie śmią przewidywań odkryć”, gdyż ilość ich dotychczasowych w tym względzie jest zatrważająco mała. Fraza „wracamy do stołu kreślarskiego” uległa już wręcz zużyciu. Dotychczasowe rysunki są ledwie bazgrołami. Problemem naukowców, analizujących dane z Cassini i jej próbnika wysłanego na Tytan, jest zestaw niewzruszonych wierzeń, które zawiedli do swojego zadania. Wiara w mgławicowo akrecyjną teorię tworzenia się Układu Słonecznego naznacza każde pewne założenie. Na przykład, oficjalny opis poniższego zbliżenia na księżyc Saturna, Phoebe, brzmi:

Źródło: NASA/JPL/Space Science Institute

Prawdziwa natura Febe ujawnia się w jego niezwykłej klarowności na tej mozaice dwóch zdjęć zrobionych przez Cassini podczas jej przelotu w maju 2004. Obraz pokazuje dowód na rozwijającą się hipotezę, że Febe może być ciałem zawierającym lód, pokryty warstwą ciemnego materiału. Małe, jasne kratery są zapewne świeże. Zjawisko to obserwuje się również na innych lodowych satelitach, jak np na Ganimedesie Jowisza. Kiedy impaktory uderzyły w powierzchnię Febe, kolizja wydobyła świeży, jasny materiał – prawdopodobnie lód – leżący pod powierzchnią. Dalsze tego dowody widać na ścianach kraterów, z których ciemniejszy materiał najwyraźniej się zsunął, odsłaniając więcej jaśniejszego materiału. Pewne obszary obrazu, będące wyraźnie jaśniejsze – szczególnie w dole po prawej – są przeeksponowane. Odpowiednie ustalenie gęstości Febe, będące rezultatem przelotu, pozwoli ustalić naukowcom z zespołu misji, jak dużo lodu zawiera w sobie ten mały księżyc.

To, że kratery na Febe powstały w wyniku impaktów, stwierdza się jako fakt. Jednocześnie jednak twierdzenia te są niepoparte obserwacjami ani eksperymentami. Model elektryczny przedstawia kratery Febe jako jej znaczniki urodzenia. Jest to model oparty na badaniach iskrowego obrabiania powierzchni. Tak, jak obserwuje się to w przypadku gwiazd, tak samo gazowe giganty mogą również wyrzucać strumienie materii podczas okresów niestabilności elektrycznej. Akrecja materii w tych strumieniach dzieje się za pośrednictwem elektromagnetycznego efektu skurczu oraz procesów elektrostatycznych. Oba te mechanizmy są daleko lepsze od akrecji poprzez zderzenia (prowadzące raczej do roztrzaskiwania i rozpraszania niż scalania). Oddziaływania elektrostatyczne łatwo prowadzą do warstwowania, widocznego we wszystkich przebadanych dotąd ciałach skalnych. Elektryczne wyładowania pomiędzy dzieckiem a jego rodzicem żłobią okrągłe kratery. Ponieważ kratery nie uformowały się w nagłym mechanicznym zderzeniu, są czyste i pozbawione wyrzuconych śmieci – jak to widzimy na Febe. Nie oznacza to, że Febe narodziła się z Saturna. Jej wsteczna orbita sugeruje raczej, że została przez niego przechwycona.

Inne ograniczające wierzenia zawierają grawitację oraz obojętność elektryczną ciał niebieskich. Wystarczy jedno, aby doprowadzić do niezrozumienia lub złej dedukcji na temat Saturna i Tytana – dwóch głównych celów misji Cassini. Sławne prawo grawitacji Newtona łączy siłę pomiędzy dwoma ciałami z iloczynem ich mas i odwrotnością kwadratu dystansu pomiędzy nimi. Ale „masa” i jej powiązania z materią pozostają koncepcją metafizyczną. Wiemy jednak z eksperymentów na Ziemi, przeprowadzanych w akceleratorach cząstek, że masa cząstek materii wzrasta, gdy poddawane one są przyspieszeniu w polu magnetycznym. Tak więc wewnętrzny elektromagnetyczny stan planet lub gwiazd może zmieniać jej widoczną masę. Naukowcy obliczyli już masę Saturna oraz jego księżyców, w tym Febe, mierząc siłę grawitacyjną i zakładając, że istnienie uniwersalnej stałej grawitacji, zwanej 'G’. W elektrycznym wszechświecie 'G’ nie jest ani uniwersalna, ani stała. Po prostu nie można policzyć gęstości ciał niebieskich z otrzymanej masy używając prawa grawitacji Newtona.

W przypadku Saturna, używając prawa Newtona obliczono jego masę na 95 mas Ziemi, co daje nam gęstość około 0,7 gęstości wody. Gdyby mieć odpowiednio dużą wannę, Saturn by pływał! Model elektryczny sugeruje, że prawo Newtona nie da właściwego obrazu gęstości planet, a tym samym ich składu. Niewielka grawitacja sugeruj niewielkie natężenia sił elektrycznych. A to powinno powiedzieć nam coś o niedawnej przeszłości Saturna.

Wiara w neutralność elektryczną wszechświata prowadzi do teorii, że gwiazdy muszą generować swoją energię poprzez samokarmienie. Mimo dekad dopasowywania ad-hoc, teoria ta wciąż ponosi porażki w wyjaśnianiu większości właściwości Słońca. Model elektryczny pokazuje, że klasyfikacja gwiazd i planet gazowych gigantów na podstawie ich masy jest niepoprawna. Gwiazdy są fenomenem elektrycznym, a ich masa, występowanie i klasyfikacja zależą od środowiska elektrycznego. Ich jądra nie płoną termonuklearnym ogniem i są one znacznie chłodniejsze, niż otaczające je wyładowania plazmowe. Słońce jest chłodne w porównaniu ze swoją koroną. Właśnie dlatego wnętrze Słońca, widoczne poprzez plamy, jest dużo chłodniejsze niż elektryczne burze będące wyżej, w fotosferze. Jasna powłoka plazmowa gwiazd, w szczególności olbrzymów, może być znacznie większa, niż jej stały rdzeń, stanowiący centrum kosmicznego wyładowania. Gwiazdy i gazowe olbrzymy mogą czasowo zmniejszać wewnętrzne natężenia sił elektrycznych poprzez wyrzucenie części swojego naładowanego rdzenia, zwykle równikowo, w wybuchu nowej. Krzywe świetlne nowych zaczynają się gwałtowanie i powoli zanikają. Rezultatem wybuchu jest wypchnięty dysk i blisko orbitujący towarzysze.

Mając w umyśle obraz elektrycznej gwiazdy, można zaproponować następujący scenariusz, pozbawiony tu szeregu dowodów na jego poprawność. Testy pokażą, jaki jest przewidywalny:

Do niedawna Saturn był samodzielnym brązowym karłem, z własną gromadką blisko orbitujących małych planet. Będąc małą gwiazdą zbliżającą się do Słońca, Saturn migotał jak zepsute światło elektryczne, gdy magnetosfery (otoczki plazmowe) obu gwiazd się ze sobą stykały. energia elektryczna Saturna była przywłaszczana przez Słońce, a jego wygląd gwałtownie się zmieniał. Takie gwałtowne zmiany w wyglądzie gwiazd są dobrze udokumentowane. Przed zbladnięciem na zawsze, Saturn rozjaśniałby się, aby złagodzić naciski elektryczne, spowodowane nagłą zmianą środowiska elektrycznego. Obecne niewielkie natężenie sił elektrycznych w Saturnie, przekładające się na jego niewielką widoczną masę, sugeruje aktywność wyrzutową. Ale nawet mimo tego jego rdzeń nie jest całkiem schłodzony – Saturn wciąż wypromieniowuje dwa razy tyle ciepła, ile otrzymuje ze Słońca. A my mamy proste wyjaśnienie pochodzenia jego tajemniczych, krótkookresowych pierścieni.

Źródło: X-ray: NASA/U. Hamburg/J.Ness et al; Optical: NASA/STScI

Podobnie jak słońce, Saturn emituje promieniowanie rentgenowskie, głównie z okolic równika. Jest to zupełnie odmienne od Jowisza, na którym emisje mają miejsce z polarnych wyładowań zorzowych. Spektrum rentgenowskie Saturna jest takie samo, jak Słońca, co skłania naukowców do twierdzenia, że promienie te pochodzą ze Słońca i odbijają się od atmosfery Saturna. Wydaje się to nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę podobieństwa pomiędzy Saturnem a Jowiszem. Saturn musiałby odbijać 50 razy efektywniej, niż Księżyc! Zamiast tego, Saturn wciąż wykazuje gwiazdową charakterystykę. Jego emisje rentgenowskie są, podobnie jak słoneczne, skoncentrowane na niskich wysokościach. Voyager 2 odkrył również ogromny torus plazmowy, otaczający Saturna, o którym uważa się, że jest 300 krotnie gorętszy od korony słonecznej (pomiary temperatury są niepoprawne, jeżeli ruchy cząstek są nielosowe, jak np. w wyładowaniach).

Słoneczny torus plazmowy widziany w ultrafiolecie przez SOHO.

Pierścienie Saturna stanowią część obwodu, który zasila w energię torus plazmy, w którym energia ta jest przechowywana, dopóki nie uwolni się w postaci wyładowania do jonosfery, co generuje promienie rentgenowskie. Słońce ma podobny obwarzanek plazmowy, z którego wychodzą wyładowania do Słońca, powodując plamy oraz rozbłyski. Możemy wiec spodziewać się, że sztormy na Saturnie będą podobne do plam słonecznych, które są słonecznymi „burzami elektrycznymi”.

Sztormy na Saturnie. Źródło: NASA/JPL/Space Science Institute

Saturn co jakiś czas „beka”, powodując powstanie wielkiej białej plamy, wielkości 3 kul ziemskich. Jest to niewytłumaczalne w standardowym modelu. Aczkolwiek jest to rodzaj tych efektów, których należy się spodziewać, gdy mamy od czasu do czasu potężne wyładowania głęboko w atmosferze Saturna. Wyładowanie tworzy pionowy dżet materii, który sięga z głębin do górnej atmosfery. Saturnowe silne wiatry równikowe również spowodowane są elektrycznością. Zaobserwowano ich spowolnienie z 1 700 km/h do 1000 km/h w ciągu przelotów Voyagera. Może się to wiązać z zaniknięciem tajemniczych „szprych” na pierścieniach Saturna, zaobserwowanych przez Voyagera na początku lat 80-tych. Radialny piorun, 10 000 razy silniejszy od Ziemskiego, stworzył szprychy w pierścieniach Saturna, do jego jonosfery. Zredukowanie elektrycznej aktywności na Saturnie powinno pociągnąć za sobą zniknięcie szprych na pierścieniach i spowolnienie wiatrów równikowych.

Efemeryczne pierścienie Saturna są silnym dowodem na niedawnych wyrzutów. Określenie „niedawny” w stosunku do struktury pierścienie Saturna oznacza dziesiątki tysięcy lat. Tyle wynosi czas, wyliczony przez astronomów, do spadnięcia pierścieni z powrotem na Saturna. Aczkolwiek z pierścieniami wiąże się więcej, niż może wyjaśnić grawitacja. Przy przeskalowaniu Saturna do rozmiarów jednego metra, grubość pierścieni wynosiłaby jedną dziesięciotysięczną grubości ostrza brzytwy! To równikowe prądy na Saturnie są odpowiedzialne za cienkość i dziwną mechanikę pierścieni, więc ich wiek obliczony metodą grawitacyjną jest niewłaściwy. Więcej dowodów niedawnych wyrzutów dostarczyła sonda Voyager 1, która odkryła wyładowania radiowe, zinterpretowane jako ciągła burza elektryczna, rozciągająca się na 60 stopni długości geograficznej blisko równika! Z Saturna musiało wystrzelić coś masywniejszego od Febe, tworząc pierścienie i szramę na powierzchni (jak Wielką Czerwoną Plamę na Jowiszu), która się jeszcze nie zagoiła. Jeśli tak, gdzie są teraz dzieci Saturna?

Osoby, które wierzą w standardową opowieść o tym, że Układ Słoneczny utworzył się grawitacyjnie 5 miliardów lat temu, z planetami w takim samym porządku i odległościami orbit, jak obecnie, strona ta może przyprawić o poznawczą niestrawność. Dla nich istnieje wiele więcej rzeczy, które można by napisać, aby przygotować drogę dla tego radykalnie nowego paradygmatu. Zadaniu temu poświęcona jest nowa strona thunderbolts.info. Na chwilę obecną, scenariusz stąd wynikają cy jest tak obcy dla każdej konwencjonalnej teorii historii Saturna, że powinien być on łatwo przetestowany za pomocą informacji otrzymywanych z sondy Cassini. Pokazuje on połączenia pomiędzy pozornie niezwiązanymi faktami dotyczącymi różnych planet. Jest to coś, do czego nie jest zdolna standardowa kosmologia.

***

Saturn i niedawna historia Układu Słonecznego

Zmiany zaczynają się od użycia słów „niedawna historia”. Nie spodziewano się, że Układ Słoneczny takową posiada. Uważa się, ze dinozaury żyły pod tym samym Słońcem, jakie mamy obecnie. Ale nie – mówię o zmianie orbit planetarnych zaledwie 10 000 lat temu. Zmiany nastąpiły podczas ery najwcześniejszej sztuki ludzkiej w formie petroglifów i rzeźb skalnych. Petroglify nie są zaledwie prehistorycznymi bazgrołami na skale. Potrzebowały kolosalnego, globalnego nakładu ze strony naszych przodków. Przełom w ich odkodowywaniu nadszedł, gdy porównano dziwaczne petroglify z potężnymi wyładowaniami plazmowymi (moja wcześniejsza notka, Tajemnica marsjańskich spiral polarnych, ukazuje trochę ostatnich rezultatów w poszukiwaniu prawdziwego znaczenia petroglifów).

Jest dzisiaj jasne, ze petroglify są trwałym zapisem przerażającego kolapsu ówczesnego kosmosu. 10 000 lat zabrało nam dojście do bycia zdolnym ujrzenia w laboratorium wyładowań plazmowych, które nasi przodkowie widzieli w niebywałej, kosmicznej proporcji na niebie. Rozumiemy obecnie, dlaczego pierwsze cywilizacje miały obsesję na punkcie kaprysów i zmienności planetarnych bogów, walczących piorunami, podczas, gdy obecnie możemy trwale zidentyfikować owe planety na niebie. Z rzeczywistej perspektywy chaosu w Układzie Słonecznym czasów starożytnych widzimy, dlaczego astronomowie – kapłani dawnych czasów – byli tak potężni w swoich społecznościach. Wiedzieli oni, że planety miały dramatyczny wpływ na ludzkość oraz Ziemię. A Saturn zapamiętany został, jako najpotężniejszy. Układ Słoneczny, jaki widzimy obecnie, ma mniej niż 10 000 lat!

Obrazek: NASA/JPL Cassini wejście na orbitę Saturna

Gdy wszystko pójdzie dobrze, Cassini dotrze do Saturna 1 lipca. Tylko niewielu wybrańców na Ziemi rozpoznaje to wydarzenie jako swoisty powrót do domu, hołd dla naszego dawnego boga słońca – Sol, Ra, Heliosa. Wszystkie te określenia odnosiły się pierwotnie do planety Saturn. Obecnie Saturn nieznaczącą plamką na niebie, słabszą od najjaśniejszych gwiazd.

W niedawnych raportach, Saturn był nazywany pierwotnym „Władcą Pierścieni”. Jest to głęboka prawda. nie było to jednak tak oczywiste do nadejścia teleskopu, dzięki któremu Christian Huygens mógł zasugerować w 1656, że Saturn ma pierścienie. Jak zatem wyjaśnimy saturniańską symbolikę pierścienia, którą przesiąknięta jest nasza kultura? Aureola świętych, korona królewska oraz pierścionek małżeński są symbolami saturniańskimi, tak jak kołowy, czy celtycki krzyż, krzyż egipski, czy też ank, „oko Ra”, oraz gwiazda w półksiężycu. Gwiazda na czubku choinki, otoczona światłami, to czyste wyobrażenie Saturna. To niezwykłe, że wciąż jesteśmy pod wpływem prehistorycznych archetypów. Pomaga nam to zrozumieć niezwykłe podświadome przyciągnięcia fantastycznej opowieści Tolkiena „Władca Pierścieni”. J. R. R. Tolkien był biegły w mitologii.

W grudniu 1999 napisałem w „Inne gwiazdy, inne światy, inne życie?„:

Jeżeli brzmi to jak s-f, niech tak będzie. Pisarze fantastyki naukowej są znacznie lepsi od ekspertów w przewidywaniu przyszłej wiedzy. Jaka więc może być historia Ziemi? Odległa od Słońca orbita sugeruje, że zostaliśmy przechwyceni, razem z naszym rodzicem, brązowym karłem. W procesie tym, energia elektryczna, która zasilała brązowego karła, została zabrana przez Słońce. Oprócz zgaszenia naszego pierwotnego światła, jakim był Saturn, Słońce zdarło z Ziemi matczyną otoczkę. Po raz pierwszy zapadła noc i pojawiły się gwiazdy. Nagle nastąpiły epoki lodowcowe. Uformowały się czapy polarne. Duże wysokości stały się niezamieszkane. Warto dodać, że wiele księżyców, lub pozostałych odprysków, posiada nadspodziewanie zalodzoną powierzchnię, a nawet atmosferę. Życie może istnieć co najmniej na Marsie, a może i na niektórych z tych księżyców.

Jak zauważyli starożytni, Saturn był naszym pierwotnym gwiezdnym rodzicem. Musimy być oczywiście ostrożni w naszej identyfikacji. Istnieje jednak jedna fizyczna charakterystyka, łącząca rodzica z jego odpryskami. Jest nią nachylenie osiowe. Tak jak księżyc, satelity zawsze starają się okrążać swoich rodziców zwrócone w ich kierunku jedną stroną. Jeśli orbitują w płaszczyźnie równikowej, ich obrót osiowy pokryje się z obrotem rodzica. Podobnie jak żyroskop, satelita zachowa swoje nachylenie nawet będąc wypchniętym z orbity, aczkolwiek proces ten może wywołać chwiejność osi obrotu. Jest obecnie bardzo znaczącym, że dwie kluczowe planety rozpoznawane przez starożytnych – Saturn i Mars – mają przechył osiowy bardzo zbliżony do ziemskiego. Nachylenie osiowe Saturna, wynoszące 27 stopni względem ekliptyki, jest zagadką samą w sobie – pod warunkiem, że przyjmiemy jego niezależne od Słońca pochodzenie.

Lecz także Wenus była identyfikowana przez starożytnych, jako spektakularna kometa wśród zgromadzenia planet. Jak to mogło być zrobione? Wenus była ostatnim dzieckiem Saturna. Jak wytłumaczono wcześniej, Saturn wykazuje symptomy niedawnego porodu. Mogły być one spowodowane nagłą zmianą środowiska elektrycznego, gdy przekroczył on w swej kosmicznej wędrówce otoczkę plazmową Słońca, czyli heliosferę. Spadek potencjału przez warstwę plazmową słońca był niemal tak samo wysoki, jak pełny woltaż Słońca, mierzony w dziesiątkach miliardów woltów. Będąc zwykle anodą w wyładowaniu galaktycznym, Saturn stał się katodą w środowisku Słońca, i zaczął wytwarzać katodowe dżety. W takich okolicznościach po Saturnie można by się spodziewać, że „wypluje smoczek”. Jednym z takich smoczków okazała się Wenus, wyrzucona z równika Saturna. Prędkość rotacji Saturna została przekazana Wenus, nadając jej wolny, wsteczny obrót. Wartość nachylenia osi Wenus w stosunku do ekliptyki jest znacznie mniejsza, niż Saturna, co sugeruje, że jej orbita została odchylona od płaszczyzny równikowej Saturna przez siły elektryczne, działające na tą umierającą gwiazdę. Jesteśmy zarzuceni piktogramowymi dowodami, że Wenus została zagarnięta ze swej orbity ku biegunowi wkrótce po swoim narodzeniu (patrz wyżej: egipskie „oko Ra”).

Wyjaśnia to wiele dziwacznych rzeczy na temat Wenus – jej powolny, wsteczny obrót; jej piekielną temperaturę, którą otrzymała będąc niedawno narodzoną z rdzenia brązowego karła; jej grubą atmosferę, odziedziczoną po brązowym karle i ciągle modyfikowaną przez kosmiczne wyładowania; oraz równikowe rany, zadane przez spektakularne radialne wyładowania, oddane wiernie przez petroglifowych artystów. Wenus wyniosła od swojego rodzica znaczny ładunek, posiada więc wciąż „kometarny” ogon, a jej góry jarzą się od wyładowań. Wenus posiada również zaskakująco młodą powierzchnię, która dała początek wymyślanym ad-hoc teoriom o repowierzchniowaniu. Są one jednak niepotrzebne. Wenus to dziecko.

Opasujące planetę włókniste szramy Wenus spowodowane zostały przez równikowe wyładowania, które przebiły gęstą atmosferę.

Czego spodziewamy się po znaleziskach Cassini, bazując na tej dramatycznej, niedawnej historii Saturna? Powinniśmy zobaczyć cechy rodzinne wśród członków saturnowej rodziny – włączając w to odesłaną Ziemię, Marsa i Wenus. Na przykład, księżyc Tytan, będący większy od Merkurego, zdaje się być bliskim rodzeństwem Wenus. Prawdopodobnie został urodzony przez Saturna w tym samym czasie. To, że Tytan może być młody, jest zaznaczone jego ekscentryczną orbitą, której nie mógłby utrzymać przez miliardy lat. Powinniśmy być więc zaalarmowani podobieństwami miedzy Tytanem a Wenus. Znanym jest, że Tytan ma najgęstszą atmosferę ze wszystkich ziemskich planet, zaraz po Wenus. Jest to duża zagwozdka dla naukowców. Dwa z Jowiszowych księżyców, Io oraz Callisto, w ogóle nie mają atmosfery, choć są podobnego rozmiaru. Nie jest więc zaskoczeniem, że Tytan posiada nad biegunami gorące punkty, podobnie jak Wenus. Podobnie jak ona, posiada również globalną, warstwową mgiełkę (warstwy mgły zdają się być skondensowaną formą, którą przybierają niebiegunowe molekuły w naelektryzowanej atmosferze. Są one odmienne od pionowo przemieszczających się chmur, w których tworzą się biegunowe molekuły, jak np woda). I tak jak Mars posiada powiew wenusjańsiej atmosfery, z dwutlenkiem węgla i azotem jako głównymi składnikami, możemy się spodziewać, że atmosfera Tytana pachnie wenusjańską. Zarówno atmosfery Tytana jak i Wenus, będąc bardzo młodymi, nie osiągnęły jeszcze stanu równowagi. Tak więc obliczenia dotyczące ich składu, bazujące na równowadze jako punkcie wyjściowym, są niepoprawne. Metan, znajdywany w atmosferze tytana, jest szybko niszczony przez promieniowanie Słońca, więc musi być uzupełniany. Prowadzi to do sugestii, że Tytan powinien mieć węglowodorowy ocean, aby metan mógł dotrwać do tej pory poprzez konwencjonalny wiek Układu Słonecznego. Tym niemniej obserwacje radarowe, podczerwone oraz radiowe nie wykryły śladów takiego oceanu na Tytanie. W rzeczywistości, jeden z radarowych odczytów był „tego rodzaju, jakiego należałoby się spodziewać na Wenus”. Tytan jest najpewniej młodszym bratem Wenus!

Nie powinniśmy przeoczyć faktu, że duża ilość satelitów składa się z dużych ilości lodu wodnego, podobnie jak pierścienie Saturna. Oferuje to wyjaśnienie obecności na Ziemi ogromnego rezerwuaru wody. Nie powinniśmy być więc zdziwieni, jeżeli pod pomarańczową powłoką mgły, Tytan posiada wodę albo lód. Musimy czekać na zejście do atmosfery Tytana próbnika Huygens. To stawia oczywiste pytanie: dlaczego Wenus nie ma więcej wody? Przy porównywaniu musimy zdawać sobie sprawę, że atmosfera Wenus jest ciągle poddawana elektrycznej aktywności wyładowań z powierzchni. Zwiększa to ilość dwutlenku węgla kosztem azotu i pary wodnej. Naukowcy myślą, że większość wody na Wenus rozłożyła się na wodór i tlen z czego wodór ulotnił się w przestrzeń. Ale jeśli tak, to gdzie się podział tlen? Cztery sondy Pioneer nie odnalazły go w atmosferze. Odpowiedzią jest, że połączył się z węglem, tworząc ciężką atmosferę z dwutlenku węgla. Proces, jaki przewiduję, wygląda następująco:

Wenus przypuszczalnie zaczynała z atmosferą podobną do Tytana i Ziemi, w której dominował azot, i było więcej wody. Sugeruje to, że Saturn posiada azot w głębszych warstwach. Lód w pierścieniach i księżycach Saturna, a także ogromne ilości wody na Ziemi wskazują również na wodę w Saturnie. Na powierzchni Wenus, molekuły azotu zostały przekształcone w dwutlenek węgla dzięki katalitycznej reakcji jądrowej, z obecnością rozgrzanego do czerwoności żelaza. Wybitny francuski chemik, Louis Kervran, odkrył tą zadziwiającą transformację, badając spawaczy zatrutych tlenkiem węgla. Tlenek węgla reaguje na gorącej powierzchni Wenus z parą wodną, tworząc dwutlenek węgla i wodór. Jest to dobrze znany przemysłowy proces. Wodór uciekł z Wenus. Proces ten wyjaśnia dziwaczne odkrycie, dokonane przez lądowniki, że koncentracja pary wodnej spadała wraz ze zmniejszającą się wysokością. Czysto chemiczne podejście do zagadki atmosfery Wenus nie wydaje się działać.

Jak na Wenus, temperatury na Tytanie są globalnie jednakowe, z dokładnością do kilku stopni. Jest to spowodowane efektem cieplarnianym. Aczkolwiek ciepło Wenus spowodowane jest jej pochodzeniem i nie mają nic wspólnego z efektem cieplarnianym. To samo dotyczy Tytana. Tak jak Wenus, Tytan zdaje się nie mieć pola magnetycznego, a posiada jeszcze wyraźny ogon magnetyczny. Elektryczne interakcje plazmy Tytana mogą być podobne do tych wenusjańskich. Tytan świeci się ultrafioletem dzienną stroną zbyt jasno, żeby wytłumaczyć to promieniowaniem słonecznym. Powinno być też interesującym oddziaływanie Tytana z magnetosferą Saturna. Przekroczenie otoczki plazmowej powinno ukazać kilka niespodzianek.

***

Jest jeszcze wiele rzeczy, które należałoby napisać o pozostałych księżycach Saturna. Jest tu już jednak dość kontrowersyjnych twierdzeń, doprawiających przewidywane rewelacje z rozszerzonej wizyty Cassini i próbnika Huygens w okolicach Saturna.

Wallace Thornhill

Link do oryginału: http://www.holoscience.com/wp/cassinis-homecoming/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *